środa, 10 grudnia 2014

Pierwsza zupka z królika - po 6 miesiącu

 

Podoba mi się motto nowego schematu żywienia niemowląt: "Rodzic decyduje, co dziecko je, kiedy i jak będzie podane. Dziecko decyduje, czy posiłek zje i ile zje." Brzmi to bardzo rozsądnie i daje poczucie, że uffff to ja mam tu jeszcze coś do powiedzenia.

 

Po skończeniu 3 miesiąca nasz kochany Pediatra powiedział, że możemy przymierzyć się do gotowanej marchewki, ziemniaka, dyni i jabłuszka. W wielkim strachu z kamerą i aplauzem przeprowadzaliśmy pierwsze próby. Szło nieźle, a myśli krążyły już tylko wokół środków wywabiających pomarańczowe plamy .....


Po 6 miesiącu, zgodnie z nowym schematem, wprowadziłam mięso, a także wpadłam na pomysł jak ułatwić sobie codzienność nie korzystając z gotowych słoiczków (choć są czasem jak zbawienie). Torebki do zamrażania mleka matki,  świetnie sprawdzają się przy zamrażaniu przygotowanych samodzielnie posiłków dla malucha. Są jednorazowe, łatwo się z nich korzysta i są uzbrojone w naklejki na których opisuję co wspaniałego i kiedy ugotowałam - warto to robić, bo rozpoznać się po omacku wśród pomarańczowych papek to nie lada wyczyn. Bach bach i do zamrażalnika, a potem kąpiel wodna i obiad gotowy. Ja zawsze gotuję minimum 2 potrawy jednego dnia, zamrażam, a potem mam względny spokój, a i Maleńki nie jest znudzony bo nie je co dziennie tego samego dania.


Tyle gadania - przejdźmy do rzeczy.

 

Potrzebujesz:

1 marchewka 
1 pietruszka
1 batat
2 łyżki kaszy manny
koperek
polędwiczki z królika
łyżeczka oliwy z oliwek

Co robić?

1. Marchewkę, pietruszkę i batata dokładnie umyć, obrać i pokroić na równe kawałki i gotować do miękkości.
2. Polędwiczki piec w 180 C przez 20 minut(bez żadnych przypraw, soli itd) lub ugotować w oddzielnym garnku.
3. Ugotowane warzywa zmixować z wodą w której się gotowały - trzeba ocenić czy zużyć całą, czy tylko trochę - do uzyskania pożądanej konsystencji. 
4. Dodać posiekany drobno koperek, chwilę podgotować.
5. Do małego garnka wlać wodę do wysokości pół centymetra, zagotować z 2 łyżkami kaszy manny ciągle mieszając, aż zrobi się kleik (ok 3 minuty)
6. Ugotowaną kaszę, mięso i oliwę dodać do warzyw i ponownie zmixować.
7. Podać maluchowi odpowiednią porcję resztę zamrozić w torebkach do mrożenia mleka.




 :-) jest i pomocnik

  

 Gryzak / ŻYRAFKA SOPHIE
Podkładka / PT,



wtorek, 9 grudnia 2014

Pieczony łosoś z warzywami

  

Nie pamiętam już od kiedy, ale żywię nas najzdrowiej jak umiem. Nie znoszę wysoko przetworzonego jedzenia, dań gotowych, posypek, polepszaczy, kucharków, kostek, napojów.... Staram się jak mogę, dwoję się i troję. W środę niezależnie od pogody lecę rozgorączkowana po świeże ryby i nie jestem jedyna. Czasem jak nie mogę się wygrzebać z domu i jestem nieco później, towar jest już przetrzebiony i jak to się mówi: trzeba brać co jest. Po takiej akcji czuję się jak prawdziwa Matka Żywicielka, która upolowała coś dla rodziny. Przyjemne uczucie. 

 

Piękną i świeżą rybę należy traktować najprościej - w dziedzinie prostoty można bez końca inspirować się pomysłami Jamiego Olivera. Kocham tego chłopaka i jego bałaganiarski styl, bo ze mnie też żadna Martha Stewart. 

 

 

Potrzebujesz:

porcję łososia ze skórą
cukinię
paprykę
groszek zielony (np. mrożony)
kilka ziemniaków
fasolkę szparagową

lub inne warzywa np. brukselka, cebula, brokuł

 

Co robić?

1. Ziemniaki obrać i podgotować razem z fasolką w osolonej wodzie (to samo z brokułem, brukselką)
2. Paprykę pokroić i podsmażyć na oliwie (to samo z cebulą)
3. Cukinię pokroić na cienkie paski, lub plastry
4. Na dno naczynia żaroodpornego wlać 2-3 łyżki oliwy, ułożyć kolejno warzywa (najlepiej niedbale jak Jamie) i rybę pokrojoną w porcje i oprószoną solą. 
5. Piec pod przykryciem około 20 minut w 180 C. Jeśli chcesz piec bez przykrycia rybę ułóż skórą do góry. 












poniedziałek, 22 września 2014

Pomidory na zimę

Złota polska jesień najwyraźniej dobiega końca, a od dziś będzie już tylko bura, chłodna i deszczowa. I tak długo to trwało, jak na nasze polskie warunki. Chcąc zachować lato na później, na czas kiedy dni będą tak krótkie, że nim wstanę już będę chciała się kłaść spać, zapamiętywałam ostatnio najmilsze chwile tego lata. To takie pocztówki, staram się zapamiętać czy to był weekend, czy środek tygodnia, jaka była pogoda, co robiłam, jak mrużyłam oczy patrząc w niebo, co miałam na sobie, co piłam co jadłam... Naprawdę wiele tych pocztówek związanych jest z jedzeniem, a ostatnie ciepłe wspomnienia na pewno ożyją, kiedy zimą otworzę słoik z pachnącymi letnimi pomidorami. To tak działa, bo pomidory pachną latem, a lato pachnie pomidorami.

 



 Potrzebujesz (na 2 litrowe słoiki):

2,5 kolo dojrzałych pomidorów
2 średnie cebule
oliwę z oliwek 


Co robić?

1. Poobrywać ogonki z pomidorów i ponakrajać ich dupki na krzyż. Cebule pokroić w kostkę.
2. Zagotować wrzątek, pomidory włożyć do miski i przelać wrzątkiem. Po 10 sekundach odcedzić.
3. W garnku rozgrzać odrobinę oliwy i zeszklić cebulę.
4. Sparzone pomidory obrać i pokroić na ćwiartki. Wrzucić do garnka z cebulą. 
5. Całość zagotować.
6. Słoiki i pokrywki przelać wrzątkiem. 
7. Jeszcze gorące pomidory przełożyć do słoików, mocno zakręcić i odstawić do wystygnięcia do góry dnem.
8. Pasteryzacja na sucho: ostudzone już słoiki ustawić na blaszce do pieczenia i wstawić do zimnego piekarnika. Ustawić temperaturę na maksymalnie 130 C i piec słoiki przez 50 minut. Wyłączyć piec i pozostawić do wystygnięcia w uchylonym piekarniku.





 


Od kilku dni moja Pociecha próbuje marchewki, ziemniaków, dyni, za jakiś czas pewnie dojdziemy do pomidora. Ale zimowy pomidor jest bez smaku, jest z waty, dlatego chce mi się je robić jeszcze bardziej. Czuję, że mu posmakują. Uwaga: do słoiczków dla Synka nie dodawałam ani soli ani cebuli - tylko pomidory i odrobina naturalnej oliwy z oliwek.

Co jeszcze chowacie na zimę?

czwartek, 18 września 2014

Kruche ciasto ze śliwkami

Co raz trudniej jest mi znaleźć czas dla siebie. Z każdym dniem Maluch wymaga coraz więcej uwagi, bo coraz więcej rozumie i potrafi i chyba zauważa, że jeszcze wszystko przed nim i chciałby wszystko na raz. Ciekawość świata, albo po prostu dzieciństwo. Im z nim jest lepiej, tym ze mną gorzej. W założeniu urodzenie dziecka miało nie zrobić ze mnie obdrapanej matki polki, ale założenia bywają błędne. Choć co jakiś czas puszczam kolejne tematy w zapomnienie to ciągle walczę, ale na jak długo starczy sił? A może nie ma sensu walczyć tylko należy poddać się sytuacji? Paznokci już nie maluję, ale każdego dnia obiecuję sobie - dziś znajdę chwilę. Od 4 miesięcy przeczytałam zaledwie 4 strony książki. Nie chodzę do kosmetyczki, fryzjera, na porządne zakupy... I naprawdę nie wiem kiedy znajduję jeszcze czas w ciągu dnia ( a dni coraz krótsze ) aby gotować i fotografować. Najchętniej robiłabym to w nocy... tylko w nocy światła słonecznego brak i zdjęcia do kibla. 

 

Dziś się udało. I jest satysfakcja, że obydwoje jemy domowe jedzenie, bez polepszaczy, bez tłuszczy trans i innego badziewia.  

 

 


Potrzebujesz:


Szklanka i 1/4 mąki
pół kostki masła
żółtko
łyżka cukru (lub bez)
kilka śliwek


Co robić?

1. Piekarnik nagrzać do 220 C w opcji góra - dół
2. Przesianą mąkę, cukier, masło i żółtko zagnieść na jednolitą masę
3. Formę posmarować masłem, posypać bułką tartą i wyłożyć ciasto, równo rozgnieść je palcami. Ułożyć umyte i pokrojone owoce skórką do dołu
4. Piec 40 minut
5. Po wystygnięciu posypać cukrem pudrem - koniecznie


 














poniedziałek, 1 września 2014

Zupa krem z dyni


Fotografując dynię spostrzegłam w kadrze naszego psiego przyjaciela. To towarzysz wszelkich aktywności, zawsze o krok za mną lub przede mną. Niewątpliwy łakomczuch, który nawet tabletki połyka ze smakiem. Całą moją ciążę interesował się brzuchem, wąchał go, kładł na nim mordkę. Wieczory spędzaliśmy zawsze razem i zawsze na maleńkiej kanapie. Z miesiąca na miesiąc gdy bebson rósł okazywało się, że psiak umie co raz bardziej zwijać się w chińskie osiem, czy precel, byleby tylko być blisko.


Wierzyliśmy w niego kiedy pytali nas "jak to z nim będzie, gdy Mały się urodzi?". Choć bywa różnie to zawsze warto przejść z psem pewien etap przygotowawczy zanim pojawi się niemowlak, a my postanowiliśmy jedynie nauczyć go niewchodzenia na kanapę, czy łóżko bez zaproszenia (z tego co czytam na psich blogach to naprawdę mało).


Nasz Psiak jest przekochany - wykaże zainteresowanie dzieckiem ale również dynią, muchą, śmietkiem na podłodze. Jest pozytywnie nastawiony do innych psów, obcych ludzi, do burzy z piorunami. Choć teraz jest na drugim planie, zaakceptował to z łatwością. Podchodzi do Maleństwa aby powąchać pieluszkę i polizać po stopce. Jest taki optymistyczny i zawsze przywołuje uśmiech na mojej twarzy, czasem nawet głośny śmiech, jak dziś, kiedy w kadrze obiektywu pojawiła się jego okrągła głowa zbliżająca się do dyni. Kocham tego łakomczucha.




Potrzebujesz:

włoszczyznę
kilogram dyni
cebulę
papryczkę chilli (dla chętnych, ale naprawdę dobrze robi)
2 łyżki masła
mleko kokosowe
łuskane pestki z dyni


Co robić?

1. Ugotować pół litra wywaru z włoszczyzny
2. Miąższ dyni pokroić w kostkę, tak samo cebulę - podsmażyć razem na maśle. Następnie dodać drobno pokrojoną papryczkę - bez pestek (to w nich największa moc). Smażyć, aż dynia zmięknie.
3. Przełożyć dynię do wywaru, dodać mleko kokosowe, gotować około 5 minut, zmixować.
4. Podawać zupę posypaną pestkami - świetnie chrupią.





środa, 27 sierpnia 2014

Kompot z porzeczek

 

Niesamowite jak szybko można zapomnieć pewne rzeczy. To dopiero 3 miesiące odkąd Maluch jest z nami, a nasz świat zmienił się już kilkakrotnie. Najpierw te myśli, o trudnościach do przezwyciężenia, pytania bez odpowiedzi, rozterki... "Kiedy ja zacznę rozumieć w jakiej sprawie On aktualnie jęczy?" To było straszne. Choć wokół wiele przyjaznych i pomocnych osób czułam się samotna. Dodatkowo dobijała mnie monotonia powtarzalności i planu dnia. Zero spontaniczności, wszystko dzień w dzień tak samo. Teraz wiem, że ten rytm to klucz do mojego względnego spokoju. Wiem mniej więcej co kiedy może się wydarzyć, kiedy mogę planować swój czas - tak zwany WOLNY (hehe dobre). Choć powtarzalność dla dorosłych to wielokrotnie "koniec życia", dla dzieciaków rutyna wydaje się być bardzo potrzebna, do dokonywania codziennych odkryć, rozwoju, zachowania równowagi w nafaszerowanym bodźcami świecie.


I tak samo, jak już powoli zapominam jak strasznie było cierpieć na bezsenność pod koniec ciąży (bo teraz mogę zasnąć na stojąco), tak samo wypadło mi już z głowy, że jednym z moich ulubionych napojów po urodzeniu Malucha był kompot. Głównie z jabłek, ale teraz kiedy na straganach są jeszcze kwaśne porzeczki trzeba w nie iść. Na jabłka zostawcie sobie zimowe miesiące.



Potrzebujesz:

500 g porzeczek
około 1,5 - 2 litry wody
cukier 

Co robić?

1. Porzeczki umyć i oskubać z gałązek, zalać wodą i gotować przez około 15 minut
2. Posłodzić do smaku - wystarczy kilka łyżek
3. Super smakuje mocno schłodzony
 


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Ogórki małosolne


Jeśli w tym sezonie nie robiliście jeszcze małosolnych / kiszonych ogórków to najwyższa pora nadrobić zaległości. U nas w domu panuje pełen podział - ja jem ogórki tak długo jak są małosolne a gdy tylko robią się kiszone pałeczkę przejmuje mąż. Czasem zjadam tak dużo małosolniaków, że dla niego zostaje raptem 1 lub 2, ale przecież nikt nie każe mu czekać. 




Potrzebujesz:

2 kg ogórków gruntowych
Zestaw do kiszenia (czosnek, koper, chrzan)
Naprawdę duży słój lub naczynie gliniane
Przegotowaną woda
Sól


Co robić?

1. Na dnie glinianego naczynia ułożyć zestaw do kiszenia. Wystarczy kilka obranych ząbków czosnku, pomimo iż w zestawach zawsze jest cała główka
2. Umyte ogórki ułożyć ciasno jeden obok drugiego
3. Rozrobić przegotowaną wodę z solą w proporcji: 1 łyżka na litr i zalać nią ogórki (aby wszystkie były pod powierzchnią) 
Są różne szkoły odnośnie temperatury wody, którą należy zalać ogórki. Na przykład jedna z gotujących Siostrzyczek podaje aż 3 opcje. Ja zalewam gdy woda jest jeszcze gorąca.
4. Przykryć pokrywką / zakręcić zakrętkę / przykryć talerzykiem i docisnąć kamieniem
5. Odstawić w chłodne miejsce
6. Następnego dnia będą już mało-małosolne. Takie smakują najlepiej.



czwartek, 21 sierpnia 2014

Pomidorowa z prawdziwych pomidorów


To co mogę, staram się kupować na lokalnych straganach czy w warzywniakach. Oczywiście mowa tu głównie o owocach, warzywach, pieczywie, jajkach... W markecie, nawet latem, pomidory rzadko kiedy pachną krzakiem. Nie są słodkie ani soczyste, a wygląd ich miąższu i smak przypominają raczej watolinę niż coś jadalnego.

Lokalni sprzedawcy nadają koloru miejscom w których mieszkamy. Często są drogowskazami ("tam koło tej babiny z jagodami"), potrafią sprawić, że czujemy się wyjątkowo ("poczekaj przyniosę Ci ładniejsze maliny z zaplecza"), mimochodem stają się naszymi znajomymi, wiedzą co lubimy, my wiemy co u kogo najlepsze... Na przykład w mojej okolicy najlepsze na świecie pomidory ma Pani Pomidorowa. Nie wiem jak ma na imię, właściwie nic o nie nie wiem, jedynie to, że sprzedaje tylko pomidory i zjawa się tylko w sezonie. Dlatego jest stricte Pomidorową Panią.

A u mnie dziś stricte pomidorowa zupa.



Potrzebujesz:

włoszczyznę
1,5 kg pomidorów
1 cebulę
ryż/makaron
koperek 
łyżka śmietany 18%


Co robić?

1. Ugotować wywar z włoszczyzny.
2. Pomidory ponakrajać na krzyż i sparzyć wrzątkiem. Obrać ze skórki i pokroić na ćwiartki.
3. Cebulę pokroić w kostkę i podsmażyć na oliwie. Dodać pomidory i smażyć aż się rozpadną. Lekko doprawić solą i pieprzem. Zmixować pomidory z jedną ugotowaną marchewką.
4. Przecier przelać do wywaru z warzyw i doprawić do smaku sola i pieprzem.
5. Podawać z ryżem lub makaronem ale koniecznie posypać koperkiem. Dla chętnych - łyżka śmietany.


P.S. Zanim zabrałam się za pomidorówkę, kilka dni wcześniej zjadłam cząstkę pomidora i obserwowałam maleństwo - podobno są dość silnym alergenem, więc uważajcie.